Rozdział 15
…
K
|
iedy weszłam do pokoju zupełnie mnie zatkało. Moje dzieciaki wyglądały
jakby miały ze dwa miesiące a nie parę godzin.
- Chłopaki – zaczęła Rosaly do
maluchów, żeby ich uspokoić . Nagle zdałam sobie sprawę, że moje i Maxa dzieci
nas nie znają.– Macie już wybrane imiona?
- Jasne –powiedział Maxi – Austin a na drugie będzie miał Edward
- Dlaczego Edward - spytała Rose patrząc to na mnie to na mojego brata
- To tradycja – wyjaśniłam ze udawaną smutną miną
Rosalie zaśmiała się- a drugiego malucha jak nazwiesz ?
- Alex –zaśmiałam się – a na drugie…
- Super, super – jęknęła Lily – będzie Srastin i Srex
- Lily – skarcił ją Max – Nie nazywaj ich tak
- Abo co ?
- wiesz mogę wynająć Setha żeby cię łaskotał do upadłego- powiedziałam i
spojrzałam na moją córkę
- Dobra poddaję się – zaczęła mała -
ale pod warunkiem że zabierzecie te bachory jest tyle wolnych pokoi to dlaczego
oni musza być tu ?
Usłyszawszy to wszyscy wybóchnęli śmiechem. Wszyscy oprócz Lily
Minęły trzy miesiące moi synowie
rośli Lilka też wybiła. Wyglądał na moją rówieśniczkę a bliźniak jakby mieli po
10 lat. Max i Carlisle badali ich wzrost co trzy godziny i bali się kiedy
przestana rosnąć. A poza nimi u nas
wszystko było dobrze. Jedna rzecz mnie tylko wkurzyła Volturii uczynili mnie i
Maxa następcami tronu jak to oni powiedzieli.
Pewnego wieczoru kiedy
siedziałam z Edwardem i Maxem i graliśmy w Monopoli (od pewnego czasu to moja
ulubiona gra ) przybyli do nas piekielne
bliźniaki. Mam ich dość !!!
- Co wy znowu chcecie ? – zapytałam czując że zaraz wybuchnę. Przyjeżdżali
do nas prawie co tydzień od czasu kiedy
mendy z Włoch oznajmili, że jesteśmy ich następcami.
- Aro was wzywa – oznajmiła Jane
- A to nowość –zaśmiał się Max -
tego jeszcze nie było.
- Max – zaczął Alec – tu nie chodzi o to żebyście uczyli rządzić tylko o
to, że mamy kłopoty.
- Jeny. Co się znowu stało ? – zapytał Max
- Pamiętasz jak toczyliśmy wojnę z wilkołakami ?
- Jasne miałem wtedy 14 lat i pojechałem na pierwszą misje. –odpowiedział –
Ale co się dzieje ?
- Krótko mówiąc mszczą się –
odpowiedziała Jane
- Ale jak to – wtrąciłam – przecież prawie wszystkie wyginęły.
- Właśnie – powiedziała Jane – prawie wszystkie. Od tamtego czasu zbierają
siły, żeby nas zaatakować .
-Super – jęknęłam i rzuciłam kostką – Po prostu kocham wilkołaki.
- Stop! Czekajcie – powiedział Edward odrywając się od liczenia kasy (zawsze
wygrywa pajac jeden ) – to takie prawdziwe wilkołaki co nie ?
- Tak Ed – powiedziałam – takie od pełni.
- Oj będzie niedobrze – zaczął Max – ugryzienie wilkołaka jest dla nas śmiertelne.
- A jest jakieś lekarstwo? – zapytał Edek
- Krew hybrydy… - powiedziałam tak cicho, że Edward ledwie mnie dosłyszał.
- O nie ja nie pozwolę, żeby ktoś coś zrobił Ness ! – wrzasnął Edward
- Poczekaj Edward. Wystopuj. –przerwałam mu – To nie może być krew byle jakiej
hybrydy.
- A jakiej to może być ? – zapytał podenerwowany
- Zrodzonej z wilkołaka i wampira …
- Ale takich nie ma ! –powiedział Edward
- Pamiętasz jak miesiąc temu pojechałam do naszego domu ? – zapytałam
- Tak, a co to ma wspólnego z tą sprawą ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz